Kiedy byłem dzieckiem usłyszałem w kościele podczas rekolekcyjnej konferencji dla dorosłych pojęcie „życie wewnętrzne”. Nie wiadomo dlaczego skojarzyło mi się mocno z Jonaszem, który był we wnętrzu ryby. Długo takie skojarzenie ciągnęło się za mną. Kiedy przypomniałem sobie o tym w nowicjacie było mi mocno do śmiechu. Teraz myślę, że w tym dziecięcym skojarzeniu w kontekście treści Księgi Jonasza coś jest.
Wcześniej, słysząc głos Pana, Jonasz opędzał się od tego głosu jak przed natrętną muchą. Ba ochrzaniał się! Bał się, nie wierzył w siebie. Kiedy czytamy początek Księgi Jonasza to można zauważyć, że pierwszym aktem nadziei jest modlitwa. Połknięty Jonasz modli się tak, że ogień idzie (Jon 2, 3 -10). We wnętrzu ryby kształtuje się bogate życie wewnętrzne proroka. Gorąco woła do Boga: „Ale ja złożę Tobie ofiarę, z głośnym dziękczynieniem. Spełnię to, co ślubowałem. Zbawienie jest u Pana”.
Połknięty przez świat człowiek uduchowiony jest wypluwany. Często okrutnie. Ale taki wypluty człowiek staje się bardziej wolny. Jak Jonasz może iść i głosić, że Bóg jest wielki i miłosierny. Nie będzie wolny od pokus i poczucia straty z powodu utraconego byle cienia. Zresztą nie powinien pozostawać w cieniu!
Wielu z nas boi się, że ten świat go wypluje, kiedy będzie świadczyć o Jezusie Chrystusie. Może to właściwa, normalna droga?