Na kartach Starego Testamentu znajduję kilka imion Boga. Bibliści ustalili nawet pewną klasyfikację tekstów, której wyznacznikiem jest m.in. to, jakiego imienia używa autor natchniony.
Podział ten, to czasami zmora studiujących teologię. Jest księga, w której ani razu nie odwołuje się autor natchniony do imienia Boga. Księga ta może się wydawać wręcz niereligijna. Ot, mały paradoks. Żydzi czytają tę księgę w czasie Święta Purim – ustanowionego w celu upamiętnienia dnia, w którym naród żydowski został ocalony.
Święto jest bardzo radosne. Dzieci jedzą słodkie ciastka, młodzi przebierają się za osoby płci przeciwnej. Mężczyźni piją ogromne ilości alkoholu. Tę księgę czyta się wtedy dlatego, żeby w stanie radości i upojenia nie ubliżyć Bogu. Czytając tę księgę można mieć gwarancję, że nie wymówi się w stanie mało odpowiednim świętego Imienia.
Haman – minister królewski – za pomocą losu wyznaczył termin eksterminacji żydów. 13 dzień miesiąca Adar. Kto pod kim dołki kopie ten… Wiadomo. Jegomościa Hamana powieszono właśnie tego dnia, który sam wyznaczył. Według niego miał wyglądać inaczej.
Na drugim biegunie dramatu Mardocheusz – Żyd, który nie chce oddawać pokłonów Hamanowi. Podpada potężnemu ministrowi. Przez dobry słuch rozwiązuje niczym w dobrym kryminale knowania urzędników (eunuchów zresztą). Haman próbuje mu zaszkodzić, ale to Mardocheusz okazuje się zwycięzcą.
A z tym piciem alkoholu w Święto Purim to ma być do momentu, w którym nie można będzie rozróżnić wznoszonych okrzyków: „Niech będzie błogosławiony Mordechaj" i „Niech będzie przeklęty Haman”. Inaczej mówiąc - do upadłego.