Wiara to nowa jakość patrzenia, jaką święci otrzymują od Boga. Zawsze, zanim Kościół ogłosi kogoś świętym, bada tzw. heroiczność cnót. Nade wszystko wiary, nadziei i miłości. Ks. Markiewicz był człowiekiem wiary. Wiary w Boga, która przeszła przez poważną próbę w młodości. Wiary w ludzi wypływającej z miłości. I wiary w siebie, bo bez niej nie mógłby, jako pięćdziesięciolatek, zaczynać wszystkiego od nowa.
Wiara w Boga
W gimnazjum młody Bronisław słucha tego, co mówią o Kościele i Bogu nauczyciele. Wpatrzony w ich autorytet wsparty lekturami traci wiarę. Wie jednak, że traci coś, co jest bardzo ważne. Modli się i prosi o pomoc: „Jeśli jesteś, Boże, daj mi się poznać… ażebym tylko pozbył się tej straszliwej niepewności i męczarni wewnętrznej… Chętnie dam zdrowie, nawet życie. Wszystkie siły wytężę, by nie uchybić poznanej Prawdzie”. Bóg wysłuchał próśb zagubionego młodzieńca. Pewna, głęboka wiara pozwalała mu na życie pełne zaufania i dzielenie się nią ze wszystkimi, których spotkał. Jest zaraźliwa do dzisiaj.
Wiara w ludzi
Wyobraź sobie, że przedstawiasz dystyngowanej osobie bosego, mizernego chłopca jako kandydata do kapłaństwa. Co najwyżej spotkałby cię dobrotliwy uśmiech. Ks. Markiewicz wierzył w ludzi i tak właśnie robił! Z wiarą, miłością i nadzieją podchodził do chłopców, a ci odwzajemniali się tym samym. Jak pisze ks. Michułka, biograf ks. Bronisława Markiewicza, kiedy chłopcy pracowali w polu i zauważyli przechadzającego się ks. Markiewicza biegli co sił w zmęczonych nogach, by go dotknąć, posłuchać. Teraz, gdy w Miejscu Piastowym znajduje się kaplica z relikwiami ks. Markiewicza, wielu przybiega, by prosić o łaski za jego wstawiennictwem. Przybiegają do niego do dzisiaj.
Wiara w siebie
Wystarczy mieć trzydzieści kilka lat, by z przerażeniem myśleć o zmianach. Co dopiero pięćdziesiąt! Tyle lat miał ks. Markiewicz, kiedy przybył z Włoch do Miejsca Piastowego, by od zera rozpocząć działalność wychowawczą. Miał niewiele, poza bagażem życia i wiarą w siebie, która wypływała z ufności Bogu. Rzucił się w wir obowiązków wobec ubogich dzieci z myślą: co i dla kogo, a nie za co. Kiedy przywieziono do Miejsca nowoczesną maszynę drukarską, jakiś dowcipniś powiedział, że teraz brakuje w zakładzie tylko maszyny do robienia pieniędzy. Przysłuchujący się rozmowie doświadczony gospodarz z politowaniem powiedział, że wcale nie jest im potrzebna, bo modlitwa ks. Markiewicza więcej może niż maszyna do robienia pieniędzy.
Ks. Markiewicz wiedział, że na dobre rzeczy środki zawsze się znajdą. Miał rację. Kiedy spalił się drewniany dom, w którym mieszkali chłopcy, po akcji gaśniczej zapytał ks. Bronisław czy ktoś ucierpiał . Kiedy dowiedział się, że nie, poszedł spać. Wiedział, że będzie w stanie zbudować większy i piękniejszy dom. Wiedział, że Bóg dopomoże. Dom ten stoi do dzisiaj.
Dzisiaj
Dzisiaj ks. Markiewicz jest przez Kościół uznany błogosławionym. Modlimy się o jego kanonizację. Człowiek heroicznych czynów, czystego serca i ubogi w duchu. Całe jego życie to bezkrwawy bój o zbawienie dusz, a zwłaszcza dzieci opuszczonych. A jutro? Ks. Markiewicz kazałby pewnie nie martwić się o jutro. Wystarczy ufać Bogu, a reszta przyjdzie z naszą pracą.