Kiedyś w dużym europejskim mieście przesiadałem się z autobusu na pociąg. Było późno po 21. Musiałem przejść jakieś 200 metrów, skręcić w prawo i później na wprost była stacja kolejki. Przechodziłem tę drogę drugi raz w życiu. Skręciłem źle i nagle znalazłem się gdzieś, gdzie nigdy nie byłem. Postanowiłem wsiąść w autobusu i dojechać kilka przystanków do tyłu. Dzielnica była z tych niebezpiecznych. Przystanek z rozbitą i spaloną kartką z rozkładem i trasą. Gdzie dojadę? W autobusie trochę spanikowany zostałem zapytany przez starszą Murzynkę skąd jestem. Kiedy usłyszała, że z Polski podarowała mi książeczkę, protestancką broszurkę ewangelizacyjną. Wysiadła ze mną na przystanku, przesiedliśmy się na inny autobus i z uśmiechem zaprowadziła mnie na stację. Nie miała po drodze.
Tobiasz, kiedy wędrował posłuszny swojemu Ojcu, spotkał Rafała. To on był jego przewodnikiem. Pilnował by Tobiasz nie czuł się zagubiony i szedł dobrą drogą. Był doradcą i nauczycielem. Kimś, kto udziela dobrych rad i spokojnie poucza kiedy potrzeba. Czy Rafałowi było po drodze? Na pewno tak.
Księga Tobiasza zawiera sporo ciekawych pouczeń moralnych. Dwóch Tobiaszów – starszy (ojciec) i młodszy (dzisiaj pewnie by napisano junior) to ludzie dla których powinność moralna nie jest pustym słowem. Zobowiązania wobec Boga i ludzi to centrum ich życia. Być dobrym człowiekiem. Bez względu na otaczający świat, który nie podziela takich przekonań. Ba, nawet wbrew własnej żonie, zmęczonej już prawowiernością męża. Rodzina Tobiasza to dobre środowisko, w którym młody człowiek wzrasta wchłaniając dobro. Wartości, które w sposób bardzo konkretny kształtują. Młody Tobiasz nie musi zgadywać co jest dobre. On wie. Kiedy ojciec wysyła go po pieniądze zdeponowane u przyjaciela, udziela mu „rozdziału” rad. Cały rozdział 4 jest jedną wielką radą, którą każdy ojciec mógłby wygrawerować w złocie jako prezent dla swojego syna.
W każdej chwili uwielbiaj Boga, proś Go, aby twoje drogi były proste i aby doszły do skutku twoje zamiary i pragnienia, ponieważ żaden naród nie posiada mądrości, ale wszystko co dobre daje sam Pan. To jedno ze zdań pod koniec czwartego rozdziału. Później droga. Droga w niebezpiecznej okolicy i w dużej mierze nieznana. Przygodą obfitująca w wiele zdarzeń, które łatwo przegapić. Można wypłoszyć rybę, która skrada się do stopy, ale można też podjąć próbę schwytania jej. Można spotkać miłość swojego życia i można ze zwykłego strachu pomachać tylko Sarze. Opowieść życia wygrywa ten, kto ciągle się rozgląda. On ją później świetnie opisuje.
W drodze pomagają znaki. Trzeba wybrać te, które są ważne i im zaufać. W drodze nie jest dobrze być samemu. Dwóch, trzech łatwiej zrozumie, że ten skręt nie jest tym właściwym. Dobrym pomysłem jest posiadanie kierownika duchowego. On pomaga odnaleźć lekarstwo na ducha i balsam na ślepe zamiary.
Tobiasz ojciec, po tym jak postanowił obdarować połową srebra towarzysza swojego syna i po tym, gdy dowiedział się kim jest Rafał, w uniesieniu mówi hymn uwielbienia. Ma za co dziękować: syn wrócił cały, znalazł miłość życia, on odzyskał wzrok, jego rodzinę wspomógł Pan posyłając Anioła. Kiedy zostałem wyświęcony chciałem pomagać każdemu. Byli tacy, którzy zwyczajnie mnie oszukali. Nieważne. Mam dużą satysfakcję, kiedy mogę kogoś zawrócić albo poprowadzić dobrą drogą. Nie potrafię tylko tak chwalić Boga jak stary Tobiasz. Może dlatego, że tak mało zauważam tego, co Bóg dla mnie robi? A może to przychodzi z wiekiem?