Gdy byłem dzieckiem zdarzało się, ze podczas zabawy ktoś wykrzykiwał ze złością: „pobite gary”. Działo się tak wtedy, gdy ktoś łamał zasady gry. Zasady jasne i z góry ustalone. Bardo często zasady przechodziły z pokolenie na pokolenie. Były tradycją.
W Księdze Izajasza można przeczytać takie słowa: „Ponieważ odrzuciliście tę przestrogę, a położyliście ufność w krzywdzie i zdradzie i na nich się oparli, dlatego występek ten stanie się dla was jakby szczeliną zwiastujących upadek, sprawiającą wygięcie na wysokim murze, którego zawalenie się następuje nagle w jednej chwili. Zawalenie to jest jak stłuczenie dzbana garncarza, rozbitego tak bezwzględnie, że w jego szczątkach nie da się znaleźć skorupy do zgarnięcia węgli z ogniska, do zaczerpnięcia wody ze zbiornika”. Iz 30,12-14.
Reguły były i są jasne: Bóg jest wierny i oczekuje odpowiedzi od człowieka. Człowiek jak to człowiek z wiernością często na bakier. Najchętniej by krzyknął „pobite gary” i wymógł na Bogu własne zasady (stanowienie gdzie jest dobro, a gdzie zło) i to już od czasów raju.
Bóg potrafi sklejać rozbite sumienia dając świetny klej – sakramenty.