Lubię majsterkować. Naprawiam stare, lampowe radia, buduję różne urządzenia elektroniczne, roboty. Fajna zabawa. Każdy, kto majsterkuje gromadzi różnego rodzaju „przyda się”. Nie wszystko się przydaje, ale czasami „coś gdzieś”, „po coś”.
Kiedy czytałem Proroka Ezechiela to z 15 rozdziału utkwił mi w pamięci taki fragment: „Pan skierował do mnie te słowa: Synu człowieczy, czymże drzewo winorośli jest lepsze od jakiegokolwiek drzewa liściastego, które jest wśród drzew w lesie? Czy weźmie się z niego drewno, by uczynić jakiś przedmiot? Czy użyje się go do zrobienia kołka, aby na nim zawiesić jakiekolwiek naczynie?”.
Fragment, który mówi mi, że każdy z nas, wiele rzeczy, doświadczeń życiowych jest po coś. Nie każde wydarzenie, nie każdy spotkany człowiek po to samo. Po co? Łatwo jest pytać, trudniej dawać odpowiedź. Zawsze bałem się ludzi, którzy na każde pytanie mają odpowiedź.
W Księdze Ezechiela spotykam ciągle jakieś „po coś”. Kiedy pierwszy raz ją czytałem wydawała mi się przygnębiająca. Później szukałem różnych „po coś”. Skarbnica! Fragment z 14 rozdziału, który mocno podkreśla odpowiedzialność jednostki, a nie zbiorowości (Ez 14, 12-23). Jak łatwo wpaść w pychę żywota i się stoczyć (Ez 16, 15). Fragment, który bardzo mi pomagał kiedy miałem trudności w katechezie na warszawskim Bemowie: „A oni czy będą słuchać, czy też zaprzestaną - są bowiem ludem opornym - przecież będą wiedzieli, że prorok jest wśród nich” (Ez 2, 5).
I nie wiem dlaczego, ale Księga Ezechiela niesłychanie kojarzy mi się z Piosenką Grechuty „Po coś dał nam tę głębokość wejrzeń”. Ot takie moje skojarzenie między Biblią, a kulturą.