„Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz Pan mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali». Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa” - tak pisał św. Paweł do Koryntian. Był czas kiedy musiałem podjąć decyzję związaną z podjęciem pewnej funkcji. Miałem sporo wątpliwości (jak św. Paweł), ale wtedy przypomniał mi się fragment Księgi Sędziów i trudności Gedeona.
Gedeon – prosty gość z biednego rodu Manassesa, a w tym jeszcze z jednej z najbiedniejszych rodzin z rodu. A Bóg jemu powierza misję wybawienia Izraela. Nic dziwnego, że miał sporo obaw. To tak jakby człowiek sprzedający warzywa na targu dostał tekę ministra finansów.
Trzydzieści dwa tysiące żołnierzy. Niezła siła. Jak na dzisiaj to około pięciu batalionów. Gedeon mógł pewnie patrzeć na przyszłą bitwę, pokładać nadzieję w sile oręża. Bóg chciał żeby to w Nim pokładali ufność. Mówi do Gedeona, żeby wypuścił do domu tych, którzy się boją. Odeszło ponad 2/3! Ale żeby nie było łatwo (ale ufnie) Gedeon otrzymuje polecenie, żeby zebrał pozostałych nad potok i patrzył jak piją wodę. Ci, którzy zgięli kolano i pili wodę językiem mieli zostać. Trzystu żołnierzy. To mniej niż jeden procent początkowej liczby!
Księga Sędziów nie mówi tego wprost, ale Gedeon nie czuł się pewnie. Bóg nakazuje mu, żeby wybrał się do obozu wroga i posłuchał co mówi wróg. Tam usłyszał słowa, które go utwierdziły, że się go boją. Jego żołnierze nawet nie musieli mocno machać mieczem. On sam i tylko stu wojowników wykorzystując psychologię i ufność Bogu pokonali wrogów.
Gedeon dostał nagrodę za swoją wiarę i nadzieję. Nie miał łatwo, ale zwycięstwo było wielkie. Zaufał Bogu chociaż po ludzku było to zwyczajnie głupie. Pokładanie ufności w Bogu dzisiaj jest uważane przez wielu jako naiwność albo nieodpowiedzialność. Ale przecież „jeżeli Bóg z nami któż przeciwko nam?” (Rz 8, 31-39).