Wielu opowiadało jak gdzieś na obczyźnie pracowali „na zmywaku”. Młodzi, wykształceni i sfrustrowani. Nie jest to tylko współczesny problem. Pracującym „na zmywaku” był np. Mojżesz. Przygarnięty przez córkę faraona otrzymał świetne wykształcenie. Później musiał uciekać, by znaleźć swoje miejsce u Madianitów. Człowiek rozbudzony intelektualnie, ciekawy świata, dziesiątki lat pracuje dużo poniżej kwalifikacji – pasie trzodę swojego teścia. Każdy dzień tak podobny, że nawet nie znajduje wzmianki w Księdze Wyjścia. Prozaiczna posługa, prozaiczny dzień. Czas, o którym nie ma co opowiadać. Dzień za dniem. Aż wtem jak burza wdziera się Bóg. Nie w czasie wielkich przemów, realizacji wielkich projektów. Podczas zwykłego, codziennego, nudnego zajęcia. Kiedy Mojżesz widzi płonący krzew chce go obejrzeć. Jest ciekawy świata, ciekawy nowych wyzwań. Nie zostawia gdzieś obok tego, co widzi. Nie jest obojętny.
Kiedy czytam trzeci rozdział Księgi Wyjścia to myślę, że gdybym miał talent malarski, namalowałam bym w tej scenie Mojżesza z gaśnicą. Cały dialog nawołuje Mojżesza do przygody życia zaprojektowanej przez Boga. Mojżesz boi się. Chociaż praca, którą wykonuje jest poniżej jego kwalifikacji, przykuwa go tak mocno do rzeczywistości, że trudno przychodzi mu rozstanie z tą codziennością. Chętnie by stchórzył szukając argumentów przeciw wezwaniom Boga.
Bóg przychodzi wśród codziennych zmagań. Przychodził tak do wielkich proroków wcale nie w wielkich chwilach. Elizeusz został oderwany wprost od pługa. Amos odnaleziony na pustyni podczas pasienia owiec. Bóg ich powołał nie w czasie filozoficznej dysputy, ale podczas porządnie wykonywanych, codziennych, prozaicznych wydaje się zajęć. A kiedy przychodzi Bóg chce posyłać.
Rozmawiałem z młodym człowiekiem, który pracował w sklepie jako ekspedient. Jego kolega w każde święta kościelne szedł do kościoła. Nie robił klientów „w balona”. Nie kręcił na marży. Okazało się, że jest absolwentem teologii. Gdy słyszał: „No i po co były ci te studia?”, spokojnie odpowiadał: „przydały się”. Po trzech latach wspólnej pracy z nim, mój rozmówca poszedł do spowiedzi i odkrył na nowo chrześcijaństwo. Spotkał swojego Mojżesza i miał odwagę pytać i odnaleźć.
Nie trzeba czynić wielkich rzeczy, by spotkać Boga. Można go spotkać zwyczajnie „przy zmywaku”. I nie tylko spotkać. Można też ukazać. Człowiek, który nie ukrywa swojej wiary pod płaszczem obojętności, budzi zdumienie jak płonący krzak, który się nie spala. Ci, którzy są ciekawi świata podejdą by się bliżej przyjrzeć. Wielu będzie się bało i chętnie w ręku chciałoby trzymać gaśnicę. To trzeba przeżyć. Nie wszyscy uwierzą, że warto pójść na pustynię. Nie każdy uwierzy mannie z nieba. Kilku na pewno. W Biblii tych kilku to była reszta Izraela, z którą Bóg zawsze wiązał dużą nadzieję.